ENGL Invader 100
Head, kojarzący się jednoznacznie z cięższymi gatunkami rockowej Muzy, ale potrafiący dużo więcej. To także head, za którego nigdy w życiu byś nie zapłacił pieniędzy, jakie chce za nie niego Producent, wiedząc jak jest zbudowany. Ale kiedy go posłuchasz, to jednak "rozbijesz świnkę" :)... Pod warunkiem, że "poprawisz fabrykę..."
Na początek sporo pogrymasimy, ale potem będziemy już tylko chwalić :)
Na stole wielka, pełnowymiarowa "głowa", robiąca naprawdę dobre wrażenie.
Solidnie wykonana obudowa, ładny polerowany panel, na którym "stadko" solidnie wykonanych gałek, obsługujących cztery kanały tego 100W heada.
Przez przedniego grila widać podświetlone niebieskimi ledami cztery lampy mocy EL34, i choć jak dla mnie to "odpustowa estetyka", to wielu się to może podobać. Tak czy owak, head wygląda "groźnie", i ta "groza" zapewne przekłada się na jego wysoką cenę. Używany ENGL Invader zaczyna się od 4700zł, a nowa, druga wersja kosztuje ponad 10000 zł !!!!.
Firma ENGL to firma tradycjami, w głowie mamy "niemiecką solidność" i "przewagę dzięki technice", więc wydaje się, że zakup, choć kosztowny, to raczej pewny na 100%... Za tą cenę spodziewamy się naprawdę solidnie wykonanej i świetnie brzmiącej konstrukcji...
Pełen więc szacunku, "z pewną dozą nieśmiałości", chwyciłem za wkrętak elektryczny i zabrałem się do wyłuskania chassis z obudowy... Śrubki odkręcone, ostrożnie i z namaszczeniem wysuwam 67-centymetrowe chassis, spodziewając się, że widok tego "Świętego Grall'a" mnie "zabije"... i zabił, ale śmiechem :)
Zobaczyłem Bugerę 6262... Chociaż nie... przepraszam Bugerę. Engl Invader ma mniejsze transformatory z tandetnym ekranem z cienkiej blaszki, pomalowanej na czarno i o dwie lampy w preampie mniej... W Bugerze 6262 ekrany transformatorów są wykonane z grubej, wytłoczonej i cynkowanej blachy, a same transformatory - większe. Może ENGL zmienił prawa fizyki, ale nie sądzę...
Spojrzałem na te "krakowskie" niebieskie diody led podświetlające lampy mocy, myśląc sobie, że skoro i tak muszę płytę wymontować (dlaczego, o tym później), to od razu je wyciągnę... Ale nic tego... diody wystają na jakiś drucikach z otworów w chassis i są "przyspawane" do chassis "kleksem" z przeźroczystego silikonu sanitarnego... Hym... "osssochodziiii"?
Szybciutko odpaliłem komputer, wchodzę na Ebay, bo jestem prawie pewien, że mi się zera w cenie pomyliły i miało być 470zł za ten sprzęt... Niestety nie... Jednak 4700zł...... Już czuję, podobnie w przypadku AER'a... "skok na kasę" :) Simply clever"... po prostu mądrze... "Mądrze" to sobie ENGl wymyślił...
No dobra... wyciągam lampy... Okręcam podstawki lamp mocy od chassis... Chwila... nie odkręcam... bo nie są w ogóle przykręcone. Trzymają się tylko na płycie PCB, do której są wlutowane... Niemożliwe... a jednak... Niemcy to naprawdę odważny naród :)
Lampy wyciągnięte, chassis na drugą drugą stronę celem wyjęcia płyty głównej PCB... Płyta główna całkiem spora, zajmuje 2/3 chassis i jest umieszczony na niej cały główny układ wzmacniacza, a więc wszystkie podstawki lamp mocy i lamp preampu, a także kompletny zasilacz... Pewnie śrubek będzie sporo... Jak sądzicie ile? Nie będzie zaskoczenia... Śrubek jest trzy (3). Cała reszta to plastikowe kołki rodem z komputerowych zastosowań, blokowane "języczkiem". Dobre, proste i tanie :P
Myślę sobie... może to i lepiej... mniej kręcenia... Ale jednak nie... jest kilka przewodów ekranowanych, które są bezpośrednio przylutowane do płyty głównej, które trzeba najpierw odlutować, by tą płytę wyjąć... Odpalam lutownicę, chwytam za kabelki... i nagle moje "szczenięce lata" stają mi przed oczami... :)
Dawno dawno temu, do sprzętu hi-fi firmy Diora kupowało się przewody audio chinch-chinch stereo. Taki ładny podwójny z kolorowymi wtyczkami. To były trudne czasy, więc przy budowie wzmacniaczy, brało się te przewody, rozcinało na pół i uzyskiwało się pojedynczy przewód ekranowany nadający się jako tako do połączeń wewnątrz wzmacniacza... Trochę szumiał, trochę trzeszczał, ale grał... Nawet się nie spodziewałem, że Niemcy są aż tak wierni starym technologiom... W tym Englu są dokładnie takie "kabelki"... Aż łza się w oku kręci... :P Na serio... jakaś masakra...
Płyta jest zamontowana elementami do dołu, więc trzeba ją wyjąć, by cokolwiek w tym wzmacniaczu zrobić... Od góry wygląda sobie jak dobra płyta z nowego notebooka. Ścieżek "dużo i gęsto". Ale to w założeniu piec hi-gain, więc o niuanse artykulacji raczej nie chodzi. Kabelki odlutowane, plastikowe kołki mocujące rozpięte, można na tyle wyciągnąć płytę by mieć swobodny dostęp do elementów.
Myślę sobie, "będzie dobrze"... Właściciel dołączył schemat wzmacniacza, co prawda w wersji 150W, ale różniącej się tylko ilością lamp mocy, więc nie będzie źle... Na schemacie elementy opisane, naprawa pójdzie gładko... Wyciągam płytę... "co ja patrzę"... czegoś mi tu brakuje... tylko czego?... No tak... na płycie PCB nie ma maski opisowej elementów... Nikt nie nie wie. Nie wiadomo, co jest co... Dawniej to było dość normalne. Dawniej, to znaczy jakieś 30 lat temu... A Engl Invader 100 to całkiem świeża konstrukcja... Niemcy to jednak praktyczny naród i od Polaków przejęli co najlepsze... W tym niektóre pieśni lekko modyfikując... Engl śpiewa sobie radośnie... "Nie będzie obcy serwis pluł nam w twarz"... :P ... Już lubię Engl'a... pasjami uwielbiam... :P
Dlaczego ten Engl Invader do mnie trafił? Właściciel tego egzemplarza miał już kiedyś dokładnie ten sam model wzmacniacza, który "poległ" z uwagi na pewną nieprzyjemną właściwość... Ale Właściciel dał drugą szansę Egnl'owi i ponownie kupił ten sam model. Niestety historia się powtórzyła, ale postanowił tak lekko się nie poddawać i coś z tym zrobić... I tak Invader zawitał do Leszna..
Wzmacniacz był w zasadzie sprawny technicznie... tylko szumiał... jak wodospad Szklarka... a kiedy włączyło się przycisk Hi-Gain, dopalając wzmacniacz, nawet wbudowana bramka szumów z nimi sobie nie radziła... "Na szybko" założyłem do preampu moje najlepsze lampy, służące mi jako serwisowy "punkt odniesienia". Trochę się polepszyło, ale tylko trochę...
Niemcy po raz kolejny pochwalili się swoimi nieocenionymi cechami narodowymi. Tym razem był to tzw. "Oszczędność". Po co produkować "dobrze i drogo", skoro można produkować "dobrze i tanio". Tylko przyklasnąć... Jako wieloletni i były użytkownik niemieckich samochodów popieram w całej rozciągłości takie podejście :)
W tym modelu szumią rezystory. Bo są "dobre i tanie". Prawdopodobnie węglowe. Szum rezystorów jest niestety nieuchronny i są tego dwa powody. Pierwszy to tzw szum prądowy, wynikający z ruchu elektronów w materiale rezystora, a drugi to szum termiczny, proporcjonalny do rezystancji i temperatury rezystora. Można z tymi szumami walczyć, umiejętnie projektując układ, ale jest to ograniczone oczekiwanymi właściwościami układu.
Najlepszym sposobem jest użycie wysokiej klasy rezystorów o możliwie jak najniższych szumach własnych. Takimi rezystorami są rezystory tzw. metalizowane. Droższe, ale zapewniające znacznie mniejsze szumy i stabilniejsze w czasie. Jedne z najlepszych rezystorów metalizowanych produkuje obecnie firma Vishay seria metal-film.
Największym "producentem" szumów we wzmacniaczach są dwa pierwsze stopnie wzmacniające i to właśnie one wymagają szczególnej uwagi konstruktora i wysokiej jakości komponentów. A już we wzmacniaczach klasy hi-gain, gdzie wzmocnienia sygnału są naprawdę ogromne, układ pierwszych stopni wzmacniających i klasa elementów użytych do ich budowy są wręcz krytyczne. Tu się nie da "dobrze i tanio", bo "praw fizyki Pan nie zmienisz".
Naprawa tego egzemplarza, choć trudno tu mówić o naprawie, bo wzmacniacz był sprawny, polegała na zastąpieniu wszystkich rezystorów w pierwszych stopniach rezystorami metalizowanymi. Operację utrudniał fakt, że Invader nie ma nadrukowanej maski opisowej elementów na płycie PCB, oraz to, że jest lutowany spoiwem bezołowiowym (cyna + srebro), a kto choć raz przelutowywał takie układy, wie jakie to jest "wredne". Ogółem wymieniłem 31 szt rezystorów na śliczne, niebieskie metalizowane vishay;e :)
Po zmontowaniu i uruchomieniu wzmacniacza okazało się, że szumy zredukowały się RADYKALNIE. Wielu bagatelizuje jakość rezystorów, sądząc, że ma to relatywnie niewielki wpływ na ogólną pracę wzmacniacza... W "normalnych" wzmacniaczach, powiedzmy klasy JCM800 to rzeczywiście można sobie to odpuścić, ale w konstrukcjach hi-gain w żadnym wypadku. Jak ktoś ma problem z szumami, to nie zaczynać "napraw" od zakupu "kosmicznych" lamp 12AX7 za niebotyczne pieniądze, bo to realnie mało pomoże. Problem leży w rezystorach, a nie w lampach.
Engl to taki Doktor Jekyll i pan Hyde :) ... Jako Pan Hyde Engl Invader mocno mnie zniesmaczył. Z konstrukcji bije "taniość, budżetowość, bylejakość". Klasyczny "skok na kasę" Klienta. Naprawdę wyśmiewana Bugera robi wiele rzeczy lepiej.
Dlaczego więc ktoś jeszcze kupuje te Engle?... Bo jest jeszcze Doktor Jekyll :)
Niemiecki Engl wspiął się na wyższy poziom technologii i potrafi już "z gów.. bat ukręcić".. :P. O ile wykonanie i jakość komponentów jest mocno dyskusyjna, to po relatywnie prostej operacji, redukującej nadmierne szumy, wzmacniacz pokazuje swoje świetne oblicze...
Brzmienie... jest bardzo "szybkie". To jeden z najważniejszych elementów hi-gain'owego wzmacniacza. Zwiększanie gain'u nie powoduje "zamulenia" brzmienia, tylko jego większą "gęstość". To bardzo pozytywna cecha.
Wzmacniacz ma cztery kanały. Jeden kanał Clean i trzy kanały przesterowane.
Dodatkowo, w każdym kanale można użyć przycisku Bright, rozjaśniającego brzmienie oraz przycisku Hi-Gain, będącego mocnym "dopalaczem" czułości.
Kanał Clean gra naprawdę dobrym, a jak na hi-gain'a bardzo dobrym brzmieniem o wręcz "fenderowskim" charakterze. Spory headroom, klarowne, a po włączeniu przycisku Bright "ostre" brzmienie usatysfakcjonuje bardzo wielu. Po włączeniu przycisku Hi-Gain kanał Clean zamienia się całkiem old-school'owy, rockowy kanał. Prawie "jak Marshall" :)
Kanały 2 i 4 to nowoczesne w brzmieniu hi-gainy, które różnią się od siebie układem barwy dźwięku. O ile sam charakter przesterowania jest dość podobny (w rozumieniu rozkład harmonicznych), to spore różnice w wartościach użytych w korekcie barwy robią swoje i dostarczają dwa różne brzmienia. Po włączeniu przycisku hi-gain zakres czułości jest wręcz ogromny i wątpię, by ktokolwiek w tym trybie kiedykolwiek ustawi regulator Gain na max. I cały czas wzmacniacz bardzo szybko reaguje na poczynania gitarzysty.
Kanał 3 szczególnie przypadł mi do gustu. Ma stricte "mesowaty" charakter i "magiczną" właściwość, która powoduje, że struny "kleją" się do paluszków :) Bez załączonego przycisku hi-gain uzyskujemy mocne, rockowe brzmienia o świetnym klimacie, a po włączeniu hi-gain "jeńców nie bierzemy" :) Tylko dla tych dwóch kanałów, Clean i kanał 3 warto kupić ten wzmacniacz.
Engl Invader jest dobrze wyposażony w układy wspomagające. Mamy sterowanie Midi, mamy programowalny sterownik nożny Engl Z-9 dedykowany do tego modelu, mamy dwie pętle efektów. Do tego jeszcze dwa regulatory Master Volume, A i B oraz wbudowaną, regulowaną bramkę szumów.
Całością logiki wzmacniacza zarządza mikrokontroler wyglądający jak ATMega 32, choć prawdę mówiąc, to już "zabytek", a "reszta świata" przesiadła się na STM'y.
Czas na zajęcie stanowiska :)...
Jako elektronik ten head mi się kompletnie nie podoba. To "ściema" i "skok na kasę" w najgorszym wydaniu. Moje wewnętrzne odczucie, że "chcę wiedzieć za co płacę", nigdy nie pozwoliło by mi kupić te "badziewie" :)
Jako gitarzysta muszę (nie kcem, ale muszem :) ) przyznać, że to świetny, bardzo uniwersalny, zaspokajający w bardzo szerokim zakresie potrzeby bardzo wielu wymagających gitarzystów. Może i nie tani, ale to co oferuje, jest warte jego ceny.
Natomiast nie umiem się odnieść do problemu szumów. Ten piec powinien nie mieć tego typu problemów, a jednak je ma. Właściciel miał dwa egzemplarze i dwa miały tą wadę. Jednak sam fakt, że zdecydował się na ponowny zakup też daje do myślenia... :)
Cóż... czasami nie jest dobrze być i gitarzystą, i elektronikiem... Czasami lepiej nie patrzeć, tylko słuchać... :)
A na stole stareńki Fender ProJunior Tweed. Maleńki piecyk, który nie ma gałek, no może ma ze dwie, ale ma za to ogrom brzmienia... Wkrótce podzielę się wrażeniami... :)