Fender Blues Junior ...Mały Wielki Wzmacniacz.
Dawno temu, w epoce full-stacków 2x4x12 i nagłośnień na tubowych paczkach, uważałem tego "maluszka" za piecyk-zabawkę. Piecyk na którym można "poplumkać przy kominku", ale do konkretnych zastosowań to on się kompletnie nie nadaje :)
Fender zdaje się moją ówczesną opinią się nie przejął (:P), bo już od prawie 30 lat (!!!) produkuje ten model, choć kilka mniej lub bardziej istotnych zmian w układzie tego piecyka się dokonało, a ja zdanie o Fender Blues Junior diametralnie zmieniłem i umieszczam go w pierwszej piątce wzmacniaczy Fender of The Best. I Fendera Hot Rod w tej piątce na pewno nie ma :)
Któregoś pięknego dnia szefostwo Fendera stwierdziło, że ofertę należy uzupełnić o niewielki , mobilny, "smooth" brzmiący piecyk, dedykowany bluesowym i jazzowym gitarzystom. Co prawda był już o ofercie niewielki Fender Deluxe Reverb, 15-watowe combo, o jasnym, "precyzyjnym" jak skalpel brzmieniu, ale jego DNA to zdecydowanie mutacja Twina Reverb'a. Dla jazzowych gitarzystów taki piec był zapewne "za dokładny", bo wszelkie "muzyczne bugsy" było słychać bezlitośnie :)... Oni potrzebowali wzmacniacza o miękkim, ciemnym, wręcz "zamulonym" brzmieniu, który skutecznie by ukrywał fakt, że komuś się paluszek "omsknął" :)
I tak oto w 1995 roku na rynku pojawił się "mały bulgotnik", czyli Fender Blues Junior :). Produkowany był/jest w dwóch podstawowych wersjach: Standard w czarnej tolexowej okleinie oraz w wersji Tweed, oklejonej charakterystycznym materiałem w żółtym odcieniu i lakierowany. W wersjach Standard były zakładane głośniki średniej klasy z magnesami ceramicznymi Celestiona i Eminence, produkowane specjalnie dla Fendera i sygnowanie jego marką, a w droższych wersjach Tweed montowano również ceramicznego Jensena C12N i świetnego Jensena P12R z małym magnesem Alnico.
Oprócz dwóch podstawowych wersji, raz po raz pojawia kolejna z niezliczonych już serii "Limited"... A to panel zrobią czarny, a to gałki "kurczaczki" założą kremowe, a to śrubki od głośnika są krótsze o 2mm itp., itd. :P. Biznes ma się kręcić, ale układ elektroniczny, który jedyną większą modyfikację przeszedł z chwilą przeniesienia produkcji do Meksyku w roku 2001, zmienia się w niewielkim i mało istotnym stopniu.
Układ elektroniczny Juniora jest prosty czy wręcz prymitywny. I kto wie, czy właśnie nie w tym jego siła. Płyta PCB to jednostronny laminat, na którym po wytrawieniu zostało niewiele miedzi, więc pojemności między-układowe są małe. Elementów też raczej niewiele. W preampie dwie lampy 12AX7, z czego "połówka" jednej z nich nie jest w ogóle używana, więc jak ktoś chce zrobić z Juniora hi-gaina czy innego JCM800, to jest "z czego" :). Końcówka mocy to jedna lampa 12AX7 jako inwerter i dwie lampy EL84, polaryzowane stałym napięciem Bias.
Ten Bias na mój gust jest trochę kontrowersyjny, bo w Juniorze nie ma jego regulacji. Fender ustawił napięcie polaryzacji na stałą wartość -10,7V, co daje finalnie prąd spoczynkowy lamp mocy około 30mA na każdą lampę EL84. Moim zdaniem to sporo, nawet jak na znacznie większe lampy typu EL34 czy 6L6GC, a w przypadku EL84 to zdecydowanie za dużo. Skutkiem tak dużego prądu spoczynkowego jest wysoka temperatura lamp mocy, co powoduje przegrzewanie się płyty PCB, do której są przylutowane podstawki lamp mocy. A przegrzane ścieżki czy punkty lutownicze to kłopoty z korozją połączeń układu. I to właśnie stało się w tym egzemplarzu. Na zdjęciu, zrobionym obiektywem makro, dokładnie widać elektrokorozję jednego pinu podstawki lamy mocy.
Naprawa raczej prosta. Usuwamy stare, przegrzane lutowie rozlutownicą podciśnieniową , oczyszczamy skrobakiem z włókna szklanego ścieżki i punkty lutownicze i lutujemy na nowo normalnym stopem SnPb. Działa niezawodnie :)
Przy okazji warto zrobić mod wzmacniacza dorabiając regulację napięcia Bias. To modyfikacja typu "must have" pozwalająca na właściwe ustawienie prądu lamp mocy. Też relatywnie proste do zrobienia - tyle, że trzeba wyjąć płytę główną, a to trochę pracochłonne. Jak już mamy "koła do góry" to zastępujemy rezystor opisany na PCB jako R31, potencjometrem montażowym 50K Ohm.
Po tej modyfikacji możemy obniżyć prąd spoczynkowy nawet do 15mA. Ja ustawiłem około 18mA, bo właściciel to raczej jazzowy gitarzysta i preferuje "cieplejsze" brzmienie".
Skoro jesteśmy przy brzmieniu, to kilka słów o nim, a także co z nim można zrobić :). Wzmacniacz de facto nie jest zaprojektowany jako "ciemny i mulasty". Jego układ to stricte "fenderowska mantra" w dobrym wydaniu, przynajmniej o klasę lepsza niż ta z Hot Roda, pomimo tego, że Junior to, przynajmniej w teorii, niższy segment oferty. Efekt "jazzowo-bluesowy" uzyskano zaledwie jednym elementem (!!!) - kondensatorem C35 o wartości 1,5nF, "doklejonym" do potencjometru Master. Przez ten kondensator pasmo jest "cięte", począwszy od 2khz ze spadkiem 6db na oktawę. Tak więc okolice 4khz ("góra" w gitarowych głośnikach) jest już osłabiona o 12db, a okolice 8khz o 18db.. itd... Jednym zdaniem.. "Z Twina do Bulgotnika"... :P
Jak ktoś chce mieć z powrotem "fenderowską szklankę", w jakby nie było fenderowskim wzmacniaczu, to wystarczy usunąć ten kondensator i górne pasmo wzmacniacza radykalnie się "otworzy" i możemy się cieszyć jasnym, klasycznym, szczegółowym, po prostu bardzo dobrym brzmieniem Fendera Blues Junior. Gitarzyści jazzowi ten mod mogą sobie odpuścić, bo po tym modzie piecyk przestaje "wybaczać" :)
Junior to wzmacniacz jednokanałowy, zorientowany na brzmienie typu Clean. Ale kiedy włączymy przycisk Boost i odkręcimy Gain na maksimum, to uzyskamy brzmienie Drive, które "trzyma się kupy". I to nawet bardzo. Charakter przesterowania jest zdecydowanie inny niż "marszałkowy", "mesowy" itp., ale na pewno jest to brzmienie dobre, "klimatyczne" i z charakterem. O ile Drive w Hot Rod nie trawię, to dla Drive z Juniora mógłbym go kupić. "Metaluchy" rzecz jasna nie mają tu czego szukać, ale bluesmani i rockersi będą więcej niż usatysfakcjonowani. Fender Blues Junior ma również "na pokładzie" reverb sprężynowy, ale nie jest on najwyższych lotów. Niewielkie wymiary wzmacniacza wymuszają użycie krótkiego układu sprężyn reverbu, który brzmi raczej mocno średnio. W egzemplarzu który jest u mnie, Właściciel w ogóle wymontował napędu reverbu, bo uznał go za nieprzydatny. I już.... :)
Pętli efektów w Juniorze brak. I bardzo dobrze, bo moim zdaniem Lampowego Ortodoksa.. "pętle są przereklamowane.." :P. Natomiast bardzo dobrze współpracuje z efektami/kostkami wpinanymi pomiędzy gitarę a wzmacniacz i w wielu przypadkach to załatwia sprawę.
Fender Blues Junior, wymiana głośnika a "żywotne interesy narodowe" :) Junior jest czuły na zmiany głośnika. Fabrycznie w wersji Standard głośniki są "takie se", jak to chyba we wszystkich seriach głośników typy "designed for...". Nic specjalnego... Ale kilka lat temu zakładałem do wersji Standard głośnik Jensen P12R, "małego" Alnico, który jest montowany w droższych seriach Tweed. Brzmieniowo skok o klasę w górę. O ile normalny Standard ma brzmienie "smakowite", to "na sterydach" od Jensena sound robi się "wykwintny" :).
Głośniki Alnico mają "to coś", co pozwala gitarzyście "zintegrować" się ze wzmacniaczem. Wymagającym gitarzystom, chcącym usłyszeć w głośniku najdrobniejsze niuanse tego, co robią na gryfie, gorąco polecam :)
Fender Blues Junior... Mały i Wielki wzmacniacz... Miał być budżetowym sprzętem, a jest chętnie wybierany przez największe nazwiska Gitarowego Świata. Niezmiernie rzadko mamy do czynienia z "dobrze i tanio".. Fender Blues Junior to jeden z bardzo nielicznych przypadków... Polecam :)
W poczekalni "prosto z ubojni" (:P) Engl Invader i Peavey 6505.
Maszyny , "które jeńców nie biorą" , a "trup ściele się gęsto" ... :)
Jeśli ciekawią Ciebie techniczne aspekty lampowy wzmacniaczy gitarowych...
Polub naszą stroną i zostań "Lampiaczkiem"... :)