Fender Hot Rod Deluxe.
Wzmacniacz, który ma trzy ogromne zalety...
1. Ma błyszczące logo "Fender"
2. Jest tani
3. Gra...
Więcej zalet nie stwierdzono, a ich kolejność nie jest przypadkowa. Ale i tak wszyscy go kupią... :)
Robią to od 1996r, a więc już od 23 lat, i w sumie nie widzę powodu, dlaczego przez kolejne 23 lata miało by być inaczej...
To właśnie przez Fender'a Hot Rod wielu sądzi, że LIne 6 Helix gra już jak "prawdziwy lampiak"... Nagrania z YT to potwierdzają.. :)
Tak, to prawda, niezbyt cenię ten wzmacniacz, a może go wręcz nie lubię. Dlaczego?... Za jego "nijakość", "niefenderowość", "nieprzesterowność", "nielampowość" no i za to, że mają go wszyscy... Kto nie miał Hot Roda? "Łapka" w górę... Nie widzę... nie słyszę... :) Ja też go kiedyś miałem...
Na serwisie wersja I tego comba, produkowana jeszcze USA. Potem była produkowana w Meksyku. Potem w .... a potem można kupić w Thomann.pl :)
Fender Hot Rod Deluxe doczekał się już w IV wersji, różniącej się od wersji I zasadniczo, bo długością śrubek mocujących głośnik (:P), i chyba kolorem panelu, został zaprojektowany w 1996r.
To były trudne lata dla gitarzystów i firm z nimi związanych... Stary, dobry Rock ( Led Zeppelin, Deep Purple i inni ) "schodził ze sceny", a świat był zafascynowany nie Gibsonem Les Paul, a "gitarą-żelazkiem", czyli Roland'em GR707, która w rękach Grzegorza Skawińskiego na festiwalu (chyba) w Sopocie, "pokonała system"...
Wygląda na to, że wówczas Fender i cała reszta szukała nowej formuły dla swoich wzmacniaczy, zgodnych z panującą wówczas "estetyką" brzmienia, bo "stare", a dziś "kultowe" brzmienie wszystkim się już znudziło i jednym się to udało bardziej (np Marshall JCM900 series) a innym trochę mniej (choćby o właśnie Fender Hot Rod)...
Technicznie Hot Rod jest całkiem solidnym wzmacniaczem, dobrze zmontowanym, a jakby porównać jego tylną ściankę ze ścianką z "kultowego" i świetnego Fendera Deluxe Reverb, to jest wręcz "pancerny" :)
Pod względem mechanicznym nic mu nie można zarzucić.
I miał być z niego taki "Hot-Rod", czyli "szybki, gorący, wyścigowy", a mnie się kojarzy z kucharką z baru mlecznego. Robi to, co ma robić, czyli gra. Gra przyzwoicie, lecz bez polotu, bez "klimatu" i dokucza mi w nim minimalna zawartość "Fendera w Fenderze" oraz "mało-kolorowe" brzmienie więc "naleśniki zawsze będą takie same jak pierogi" :)
Ale dobrze... Starczy wybrzydzania... Teraz będzie "na temat i merytorycznie"...
Cała elektronika jest umieszczona w wąskim, montowanym w pionie chassis, wykonanym ze solidnej stalowej blachy. Obecnie częściej stosuje się chassis aluminiowe, bo jest ono a-magnetyczne, co zmniejsza ryzyko indukowania się zakłóceń z np. transformatora zasilającego. Podstawki lamp są zamocowane do boku chassis na dodatkowym PCB, ustawionym w stosunku do płyty głównej pod kątem 90 stopni. To typowe rozwiązanie dla Fendera i nietypowe dla "reszty świata". Ale nie powiem.. Jest to bardzo wygodne w serwisowaniu i zapewne w produkcji. Ale i tak nic nie przebije chassis z Vox AC30, "dziwoląga" jakich mało :)
W chassis jest zamontowana niezbyt duża płyta główna PCB, zawierająca chyba 1001 elementów, których by starczyło na dwie trzy-kanałowe Mesa-Boogie. Na płycie jest bardzo "gęsto", jest bardzo dużo punków lutowniczych, a ścieżki są ułożone ciasno. Całkiem fajny kondensator się z tego zrobił, którego pojemność, jak wiemy z lekcji fizyki, zależy od odległości pomiędzy okładzinami, i ich powierzchni. My to wiemy .. ciekawe, czy inżynier z Fendera też to wiedział .. Chyba nie... Efektem jest mało klarowne, "zamknięte", pozbawione szczegółów brzmienie. I nie ma sposobu tego zmienić.
Cała płyta przypomina mi płyty ze sprzętu HiFi sprzed 20 lat. Na pokładzie kilka "tranzystorków", kilka "scalaczków". Jedna z legend głosi, że inżynier odpowiedzialny za Fendera Hot Rod przedtem pracował dla Sony :P.
Komponenty na płycie to typowa masówka do maszynowego montażu przewlekanego (THT). 90% rezystorów to rezystory o mocy 0,6W, gdzie w dobrych wzmacniaczach używa się sporo nadmiarowych bo 2-watowych.
W punktu wyliczeń co prawda ciężko się do czegoś przyczepić, bo np. jeśli przez rezystor płynie prąd 1,5 mA , a napięcie na nim to np 200V, to moc wydzielana na nim to P= I * V = 0,3W, więc w stosunku o katalogowej mocy 0,6W jest zapas, ale kiedy we wnętrzu wzmacniacza zrobi się naprawdę gorąco, to może być bardzo różnie...
Zresztą dwa duże, ceramiczne rezystory o mocy 5W, położone bezpośrednio na płycie PCB, grzeją się do tego stopnia, że laminat od spodu już poczerniał. Jeszcze kilka lat, a ścieżki z tego fragmentu PCB odpadną od laminatu. Niektórym już odpadły i jest to znany problem płyty PCB w tym modelu.
A wystarczyło zachować 5mm odstępu rezystora od płyty i problem nigdy by nie wystąpił. Zostało to poprawione, co widać na zdjęciach.
Do płyty głównej są przylutowane wszystkie gniazda i potencjometry. Jak przyjdzie któryś z tych elementów wymienić, to "koła do góry".
Na mnie trafiło gniazdo wejściowe. Na szczęście płyta wychodzi bez większych problemów...
Generalnie płyta PCB mi się nie podoba, bo nie ma nic wspólnego z "lampową filozofią", a bardzo wiele z telewizorem.. Tyle , że ja chciałem wzmacniacz do gitary.... :)
Lampy są usytuowane daleko od toru sygnału, bo na bocznej płycie PCB, gdzie "światli", lampowi konstruktorzy walczą o to, by połączenia do lamp były jak najkrótsze, chcąc zachować "otwartość" brzmienia. Generalnie, gdyby traktować Hot Rod'a jak wzmacniacz wyłącznie do Clean'u, to układ elektroniczny jest całkiem OK i zapewne było by "dobrze", a może nawet "bardzo dobrze", ale "telewizorowa" płyta główna PCB tak zdefiniowała brzmienie, że to, co wydobywa się z głośnika zdecydowanie nie zachwyca.
Transformatory, zarówno głośnikowy i zasilający całkiem sensowne jak dla mocy wyjściowej wzmacniacza 40W i jest zupełnie OK.
Na zdjęciach widać jeszcze jeden mały transformatorek, ale to nie transformator tylko dławik, znacząco polepszający filtrowanie napięcia zasilającego z zakłóceń przydźwięku sieciowego . Zdecydowanie "in plus".
Najgorsze "ZUO", które generuje we mnie "genetyczną niechęć" do tego wzmacniacza, czai się jednak w samym układzie elektronicznym.
Dopóki Fender'a Hot Rod będziemy traktować jako piec do Clean'u, podpierając się "drajwującymi" kostkami np OCD, jest jak to mówią, "dobrze, ale nie jest tragicznie"... :)
Tor sygnału jest w miarę "przeźroczysty", choć z wyżej opisywanymi problemami, ale z kostkami działał będzie co najmniej prawidłowo, choć o finezji brzmienia możemy zapomnieć. Ale hałasować się da i całkiem doniośle i na próbie nikt nam nie podskoczy.
Schody, a raczej droga na Mount Everest zaczyna się wtedy, kiedy mamy ochotę na kanał Drive... Normalne wzmacniacze lampowe mają tzw "przester"... a Fender Hot Rod ma tzw. .. "brzęczer"... tak.. dobry, lampowy "brzęczer"... :)
Dlaczego? Bo Hot Rod normalnym, gitarowym wzmacniaczem nie jest.
W mojej opinii ktoś wpadł na absurdalnie nietrafiony pomysł i umieścił regulację barwy tonu (Bass, Middle, Treble) POMIĘDZY stopniami generującymi przesterowanie. Skutki tego w mojej opinii są mało przyjemne.
Jak wygląda klasyczny kanał Drive, stosowany między innymi w Marshall'u, Orange, Mesa-Boogie, Budda, Koch i wielu, wielu innych ?
Najczęściej jest realizowany za pomocą dwóch lamp 12AX7. Ta lampa to tzw. "podwójna trioda", która w swojej szklanej bańce zawiera, nazwijmy to dwie "jednostki" wzmacniające (dwie triody). Resumując, mamy do dyspozycji cztery elementy, mogące wzmocnić sygnał, "po mojemu" cztery "stopnie".
Pierwszy stopień, opisywany na schematach często jako 1/2 V1, czyli "połówka" pierwszej lampy, ma za zadanie "surowe" wzmocnienie sygnału gitary pochodzącego z gniazda wejściowego. Nic tu specjalnego się nie dzieje, choć czasami są lekko osłabiane najniższe i najwyższe częstotliwości. Wzmocniony sygnał z pierwszego stopnia trafia najczęściej do wszystkim znanego potencjometru Gain.
Ze ślizgacza tego potencjometru sygnał kierowany jest do stopnia drugiego, opisywanego często jako 2/2 V1 który potrafi już lekko przesterować dźwięk, bo pracuje już z dużym sygnałem dostarczonym przez stopień pierwszy. I w taki sposób wykorzystaliśmy całą pierwszą lampę, bo użyliśmy już dwa stopnie stopnie. Czas na drugą lampę...
Teraz zaczyna się "przesterowa magia". Z wyjścia drugiego stopnia sygnał trafia do prostego, złożonego najczęściej z zaledwie kilku elementów układu kształtującego odpowiednio pasmo sygnału gitary, który to sygnał po takiej obróbce finalnie trafi do trzeciego stopnia (1/2 V2), generującego główne zniekształcenia.
Ta korekta polega na dość mocnym stłumieniu pasma w zakresie niskich częstotliwości, co zapobiega tzw. "muleniu" przesterowania, jednocześnie jest osłabiane pasmo w zakresie 2-3khz co ogranicza tzw "siarzenie". Czasami jest również ograniczane pasmo od góry, by przester był mniej "jazgotliwy". Wiem , że słownictwo cokolwiek dziwaczne, ale gitarzyści doskonale wiedzą o co chodzi.
Ten charakterystyczny filtr pasma pomiędzy drugim a trzecim stopniem jest w dużej mierze "stemplem", "sygnaturą" danej firmy. Każda firma ma na ten filtr swój "patent" i jest on "znakiem rozpoznawczym" firmy. Filtr ten ma fundamentalne dla brzmienia przesterowania i jego rola jest naprawdę kluczowa.
Odpowiada za charakter przesterowania w wielkiej mierze.
Czwarty, ostatnia "połówka" lampy V2, czyli 2/2 V2 w wzmacniaczach nie pretendujących do klasy "hi-gain", to najczęściej bufor w układzie tzw. wtórnika katodowego. Nie wnikając w szczegóły w minimalny sposób obciąża trzeci stopień, generujący największe zniekształcenia, pozwalając mu w ten sposób zachować dużą dynamikę, a z drugiej strony zapewnia świetne wysterowanie układu barwy dźwięku (Bass, Middle, Treble), która w klasycznych rozwiązaniach jest na końcu całego kanału Drive.
I jest właśnie tam nie bez powodu. Z ostatniego stopnia otrzymujemy sygnał zawierający ogrom harmonicznych, które trzeba jakoś ukształtować i "utemperować", zanim trafi do końcówki mocy, a finalnie do głośnika. Ustawiamy sobie górę, regulujemy dół itp itd. Tak robi to znakomita większość "reszty świata".. Ale nie Fender Hot Rod :)
W Fender Hot Rod pomiędzy drugi i trzeci stopień, więc w krytyczne miejsce dla uzyskania dobrego przesteru nasz "Inżynier z Sony" wstawił klasyczną regulację barwy... Zabrał ją z miejsca, gdzie powinna być, i wstawił ją tam, gdzie nikt przytomny by się jej nie spodziewał. Może myślał, że jak trzeba skorygować pasmo gitary przez finalnym stopniem generującym przesterowanie, to zrobi coś genialnego. Na mój gust i na moje ucho efekt nie do przyjęcia... Skutki takiego podejścia są żałosne...
Jak na próbie kumpel woła do Ciebie ... "zdejmij górę z tego drajwa..." to co robisz? Kręcisz gałeczką "Treble" i zdejmujesz "górki".. pasuje... A co się dzieje w Fender Hot Rod?... NIC... nie się nie dzieje, bo za ostatnim stopniem nie ma regulacji barwy dźwięku. Po prostu NIE MA !!!!... "Ukradli" ją i wstawili ją tam, gdzie nikt jej nie potrzebuje... Katastrofa....Finalnie w Fender Hot Rod mamy kanał przesterowany w dwóch "smakach" ."Zły" i "Bardzo Zły".
Czas na jakieś podsumowanie ....aż się boję.. "Hot-Rodowcy" mnie "zagryzą" :)
Przester w Hot Rod jest mocno "siarzący", "płaski", zwyczajnie brzydki i nijaki... Nie można w trybie Drive wyregulować barwy dźwięku, bo ta w tym trybie nie istnieje. Jak powiedział Napoleon Bonaparte: "Nie mamy armat"... I Waterloo w kwestii Drive Fender Hot Rod przegrał na całej linii. Niektórzy może i lubią ten przester, ale to prawdziwi Twardziele, którym nawet Marshall MG15 nie straszny :)
Kanał Clean powiedzmy do przyjęcia, ale jak to mówią o stanie rzek w Polsce... "górna strefa stanów niskich"... Jest płaski, pozbawiony "iskierek". Brak mu szczegółowości i klarowności. Hałasować tym się da, ale nie ma co oczekiwać jakiejś finezji czy polotu. Cały układ słabo "czyta" wiosła, więc między "podłym Strato" a "świetnym Strato" różnica będzie niewielka. Dobre modelery (Kemper, Fraktal) "niszczą" Fredka Hot-Roda w przebiegach. ( i ja to napisałem? :P )
Końcówka mocy jak najbardziej OK. Przyzwoite transformatory, przyzwoity zasilacz. Głośne "to to" jest i poradzi sobie z każdą próbą czy klubowym koncertem.
"Interfejsy użytkownika" raczej słabe, czy wręcz ich brak. Nie ma pętli efektów. Jest tylko "surowe" wyjście z preampu bez jakiejkolwiek symulacji paczki głośnikowej oraz, co ciekawe, wejście na "gołą" końcówkę mocy, więc możemy sobie podłączyć np patefon, video VHS etc...... :). Jednym słowem "bieda"...
Na pokładzie jest dobry reverb sprężynowy. Może się wielu podobać. Ale w ogólnym kontekście nie jest to "wisienka na torcie", a raczej "śliwka w kompocie" :)
Powiem Wam, dlaczego tego pieca tak nie lubię....
Budda SuperDrive 30 ma TAKI SAM set lamp jak Fender Hot Rod, ma 5 razy mniej części i gra 10 razy lepiej...
Rozumiecie coś z tego?... Bo ja coraz mniej.... :)
Prawdziwy slogan reklamowy tego wzmacniacza powinien brzmieć:
"Fender Hot Rod - nieskazitelna jakość obrazu.."
Ale i tak wszyscy go kupią. :)
Na horyzoncie do opisu (i naprawy, bo już jest na serwisie) kolejny Fender..
Fender Custom Vibrolux Reverb Blackface. Trzeba go "ożywić", a następnie zainstalować modyfikacje firmy Formel.
Jesteś ciekaw "co w lampowej trawie piszczy"? :) Polub naszą stronę...
Nam nie płacą za recenzje ... Piszemy, co myślimy... :)
P.S> Wszystkie moje opinie są z definicji całkowicie subiektywne i nie trzeba się z nimi zgadzać.. A czasami jest to wręcz niewskazane :)